Synergia poprawi wyniki – wywiad dla gazety „Parkiet” - Cezary Stypułkowski                              

Synergia poprawi wyniki – wywiad dla gazety „Parkiet”

Tomasz Brzeziński: Kto Pana zaprosił na spotkanie z premierem Markiem Belką w ostatni piątek?

Pan minister Jacek Socha.

Dlaczego przyjął Pan zaproszenie?

Ponieważ spotkanie w istotnej części dotyczyło skomplikowanych spraw dziejących się wokół firmy, którą kierują.

O czy może rozmawiać z politykami prezes największego ubezpieczyciela w Polsce?

Może wyjaśnić kwestie techniczne, odpowiadać na pytania, wyrażać swoje opinie.

Jest Pan zadowolony z wyników, które PZU i Grupie udało się osiągnąć w pierwszym półroczu?

Oczywiście. To kolejne, bardzo dobre półrocze dla PZU. Osiągnięcie 938 mln zł zysku netto po dwóch kwartałach jest najwyższym wynikiem w sektorze finansowym. Pracuję w nim już piętnasty rok i spółki, którymi kierowałem, zawsze miały zyski, ale tak dobrego jeszcze nie. Na takie wyniki się nie narzeka. Każdy menedżer marzy, żeby się powtórzyły.

Dlaczego tak sceptycznie odnosi się Pan do wyników na koniec roku? Po bardzo dobrym półroczu wypadało podnieść prognozy…

Pod koniec ub.r. powiedziałem, że, moim zdaniem, ubiegłoroczny wyniki będzie trudny do powtórzenia…

Jest Pan zaskoczony sukcesem?

Faktycznie, pierwsze półrocze br. trochę mnie zaskoczyło. I choć z dobrymi wynikami się nie dyskutuje, to trzeba je jednak przeanalizować. Według mnie, mają swoje silne i słabe strony. Silną jest to, że udało się nam przełamać trend spadku przypisu składki. To było fundamentalne wyzwanie, bo wiadomo, że każdy wynik składa się z przychodów i kosztów.

Uważam również, że pewne zjawiska, nad którymi firma do końca panowała w przeszłości, powoli zaczynają być pod kontrolą. Dywersyfikujemy portfel, udaje się nam dość aktywnie sprzedawać nowe produkty. Mamy dobry wynik finansowy. Mamy również dobry wynik techniczny…

Przecież pogorszył się, przecież i to o jedną trzecią…

Jeśli weźmiemy pod uwagę wynik techniczny PZU w ciągu czterech ostatnich lat…

… średnio między 200 milionów a 300 milionów zł…

Tak, zazwyczaj mieścił się w przedziale 200– 270 mln złotych. Że wynik, jaki wypracujemy w tym roku, nie będzie odbiegał od ubiegłorocznego. Stopniowo zmienia się sezonowość przepisów składki, a w konsekwencji także w wyniku technicznego.

W przeszłości było bowiem tak że po I kwartale PZU miał bardzo dobry wynik techniczny, który potem dramatycznie spadał teraz jest inaczej.

Dlatego pytam o wynik netto w 2004 r. Skoro zysk z podstawowej działalności ma być zbliżonym do ubiegłorocznego…

Na wynik netto w PZU składa się wynik techniczny i wynik z zarządzania aktywami.

Czy to oznacza, że spodziewa się pan pogorszeniem zysku z polityki lokacyjnej?

Mój sceptycyzm bierze się ze wzrostu stóp procentowych. Na razie przechodzimy przez niego dość łagodnie. Trzeba jednak pamiętać że wraz z podwyżką stóp pojawia się pewien rodzaj oczekiwań, które z reguły w negatywny sposób przenoszą się na rynek giełdowy. Nasze dobre wyniki inwestycyjne były skutkiem przesunięcia pod koniec ub.r. struktury portfela w kierunku akcji. Oczywiście, historycznie było to bardzo dobre posunięcie, ale dzisiaj potencjał naszego zwiększonego zaangażowania w papiery notowane na giełdzie powoli ulega wyczerpaniu.

Wróćmy do przychodów. PZU sprzedaje więcej AC, na którym traci. Spadają za to przychody z OC, które jest rentowne.

PZU musi zbudować lepiej zrównoważony portfel, dlatego traktujemy to jako pewien rodzaj inwestycji. Mam oczywiście świadomość, że prawdopodobnie moglibyśmy sprzedać więcej polis OC, ale trzeba być realistą. Prawda przyjdzie za półtora roku. Zobaczymy, jak będą się mieli ci, którzy sprzedali bardzo dużo tanich polis OC. Takie czasy już były. Jeśli ktoś bardzo agresywnie sprzedaje, to pojawia się pytanie, jakie ryzyko wziął na siebie z tą składką. Dla nas najważniejsze jest to, że sprzedajemy więcej ubezpieczeń, które nie są aż tak wrażliwe cenowo. Długoterminowo, jest to, jak sądzę, pozytywny sygnał.

Czy przychody wzrosną?

Myślę, że zarówno w części majątkowej i życiowej zanotujemy wzrost sprzedaży. W części majątkowej planowaliśmy na bieżący rok 0,4% przyrostu składki. 1,7- proc. wzrost po siedmiu miesiącach wskazuje, że jest szansa, że będzie więcej. Tym bardziej że zmienia się struktura naszego portfela. Nie dynamizujemy sprzedaży w ubezpieczeniu OC komunikacyjnym, idziemy natomiast tam, gdzie produkty są bardziej skomplikowane, a PZU ma niższy udział w rynku.

Zapowiedział Pan, że koszty będą trzymane w ryzach, jednak wzrosły. Co się zmieniło?

Sądzę że są one na akceptowalnym poziomie. Wzrost kosztów administracyjnych to przede wszystkim efekt podpisania i wprowadzenia zbiorowego układu pracy, który wszedł w życie w pierwszej połowie ubiegłego roku i zdeterminował wzrost Poziomu kosztów zatrudnienia o ponad 4%. To dużo, bo w firmach ubezpieczeniowych stanowią one z reguły około 60% wydatków administracyjnych. Drugi czynnik wzrostowy to koszty projektów który były zaniżone od 2002 r. rozumiem ten mechanizm– gdy przyszedł prezes Montkiewicz, oprócz przeprowadzenia głębokiej reorganizacji firmy, wynajął KPMG, by ocenić, które z jego projektów rozpoczętych przez jego poprzedników powinny być kontynuowane. Kiedy zastąpiłem go na stanowisku, też musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie, które chce realizować. Decyzje zapadły po około 3 miesiącach. Ale baza była niska, stąd duża dynamika wzrostu nakładów. Trzeba również powiedzieć, że koszty, które ponosimy w wielu projektach, dadzą pierwsze efekty dopiero po 2005 r. Jeśli jednak tego nie zrobimy, możemy mieć później problemy. Tu musi być należyty balans. Nie rozpocząłbym takich inicjatyw, które nie bronią się z profesjonalnego punktu widzenia. Należę do niezbyt licznej w Polsce grupy menedżerów, Którzy prowadzili firmę przez kilkanaście lat i nigdy nie mieli strat. Trzeba też sobie zdawać sprawę, że modernizacji, zwłaszcza technologicznej, nie da się zrobić za darmo. Zaniechanie projektów modernizacyjnych, wiedzione dążeniem do maksymalizacji bieżącego wyniku finansowego, miałoby destrukcyjny wpływ na wartość PZU w dłuższym okresie. A jeśli ktoś uważa, że Grupa PZU Jest tylko bytem obrachunkowym, to znaczy, że godzi się na utratę potencjalnych korzyści z wielu inicjatyw realnie integrujących różne dziedziny operacyjne spółek tworzących Grupę.

PZU przyzwyczaiło akcjonariuszy, że w wypracowuje od kilku lat rosnące zyski. Pytanie, czy uda się je jeszcze poprawić? Koszty rosną szybciej niż przychody, więc…

Chodzi nam o to, żeby po przeprowadzeniu kilku projektów, które będą centralizowały funkcje zarządcze, spadły koszty funkcjonowania spółki.

To będą naprawdę spore kwoty. Czy to oznacza, że wzrost wydatków zostanie zrekompensowany redukcją innych kosztów, np. zatrudnienia?

Niekoniecznie. Nie będzie przecież tak, że koszty tych projektów będziemy ponosić wiecznie. Przynoszą przecież określoną stopę zwrotu. Zapewniam, że w większości Są to bardzo rentowne projekty. Kilka lat temu w Banku Handlowym przeprowadziliśmy centralizację funkcji rozliczeniowych i księgowych – Od tej pory robi to wyłącznie centrum w Olsztynie. Dla Banku oznaczało to oszczędność około 1000 etatów. W PZU też mamy sporo nieefektywności. Przecież utrzymywanie w małym mieście inspektoratu, który zajmuje 1800 m2. Powierzchni i przynosi kilka milionów przychodów, nie ma sensu. Te pieniądze powinniśmy zainwestować w agentów. Jednak żeby to zrobić, trzeba mieć plan, przekonać do niego pracowników, którzy powinni zrozumieć, że nie da się w dłuższej perspektywie utrzymać dotychczasowego systemu sprzedaży.

Ilu pracowników skorzystało z programu dobrowolnych odejść na emeryturę?

Zgłosiło się ponad 300 osób.

A zakładano?

Mniej więcej tyle.

To niewiele w stosunku do ogółu zatrudnionych.

Tak, ale jeśli weźmiemy pod uwagę grupę, która objęta była tym programem, to wynik jest zadowalający.

Czy będzie pan kontynuować proces wymiany i redukcji zatrudnienia?

Musimy aktywnie dostosowywać strukturę zatrudnienia, tak, aby wyprzedzić zdarzenia związane z procesem centralizacji czy zmianą modelu sprzedaży. Nie ma np. sensu ponosić nakładów na szkolenia pracowników, którzy w perspektywie dwóch lat i tak odejdą z firmy.

Ale z firmy będzie odchodzić 300 osób rocznie. Dużo wody upłynie w Wiśle, zanim zoptymalizuje ona swoje zatrudnienie, a to – jak sądzę– powinno spaść o około 20%.

Nie mam takich wyliczeń. A jeśli nawet był je miał, to najpierw komunikowałbym to pracownikom.

Jak spółkę oceniają analitycy?

Proszę przeczytać raport Standard & Poor’s, który jest dostępny na naszej stronie internetowej.

Czytałem. PZU otrzymało wyższą ocenę, niż ma Bank Handlowy, który przeszedł podobną procedurę, gdy był Pan jego prezesem. Na ile przy uzyskiwaniu ratingu dla PZU pomogły Pana wcześniej zdobyte doświadczenia?

Bank Handlowy był pierwszą polską instytucją finansową, która przeszła rating. Było to bodajże w 1995 roku. Wówczas był on również na poziomie kraju. Doświadczenie wtedy zdobyte jest wielkim kapitałem, który dzisiaj, w trudnej sytuacji Grupy PZU, bardzo procentuje.

Otrzymanie ratingu poprzedza, jak rozumiem, debiut giełdowy? Jak przebiegają przygotowania? Kiedy pan wprowadzi PZU na giełdę?

Wszyscy mnie o to pytają, tylko że ja nie sprzedaję akcji PZU to kompetencja ministra skarbu państwa.

Ale oferta publiczna to też Pańska przyszłość.

Uważam, że jesteśmy w stanie bardzo profesjonalnie przygotować się do tego procesu. Jako menedżer, w przeszłości miałem okazję potwierdzić, że można przygotować ofertę, która skończyła się 17-krotną nadsubskrypcją.

Jest ona coraz bliżej?

Nie mnie o tym decydować.

Ale wcześniej chciał pan łączyć zwaśnione strony…

Mówiłem jedynie, że mogę być osobą, która umożliwi wzajemny kontakt. I wydaje mi się, że tę rolę spełniam. Przecież z konfliktów nigdy nic dobrego nie wynika. Że realia są takie, jakie są? Konsorcjum ma 31% akcji PZU i przyrzeczenie na kolejne 21%. Niestety, Eureko weszło w arbitraż z powodów, które ono musi interpretować. Minister skarbu państwa uważa, że dopóki trwa arbitraż, nie ma mowy o publicznej ofercie, z czym trudno się nie zgodzić. Jest więc wiele czynników, które powodują, że bez uświadomienia sobie po polskiej stronie realiów umowy i jednocześnie, bez refleksji po stronie holenderskiej, że deklaracje sprzed kilku lat w dzisiejszych warunkach politycznych mogą być nie do zrealizowania, Niewiele można zrobić. Rolą zarządu PZU jest takie kierowanie instytucją, by podnosić jej wartość, mimo licznych przeciwności.

Jaka jest wartość PZU? Na ile wyceniają ją analitycy?

Konsorcjum Eureko pod koniec 1999 r., kupując akcje płaciło około 116 zł plus premię za wyniki. Ostatnie wyceny mówią, że jedna akcja PZU jest warta około 160 zł. Przeszliśmy przez procedury S&P, co potwierdziło naszą siłę finansową.

Ostatnio przeprowadziliśmy wycenę naszego biznesu, z której wynika, że w ciągu ostatniego roku jego wartość znacznie wzrosła. Zostało to potwierdzone opinią jednej z najbardziej respektowany firm analizujących rynek ubezpieczeniowy.

Mówimy o PZU, czy o całej Grupie?

O całej Grupie, tak części życiowej, jaki i majątkowej.

Jak się Panu współpracuje z PZU Życie?

Coraz lepiej.

A jaka była baza…

Przyszłość naszej grupy to wykorzystanie znaczących synergii kosztowych i dochodowych. Kto tego nie rozumie, robi, moim zdaniem, fundamentalny błąd. W PZU Życie stopniowo obserwuję podobne myślenie.

A co z ładem korporacyjnym? Przygotował Pan już zasady, według których powinna funkcjonować Grupa PZU?

Przygotowaliśmy dokument, w którym określiliśmy model funkcjonowania Grupy. Przedstawimy go radzie nadzorczej, a potem walnemu zgromadzeniu.

Czy pana zdaniem da się je wdrożyć w Grupie?

Uważam, że nie ma alternatywy…

Ale to pański pogląd, w PZU życie mogą mieć nieco inny…

Takie poglądy znajdują coraz więcej zrozumienia w całej Grupie PZU. To prawda, że zajęło to trochę czasu. Ale chyba jest bardziej przyjazna atmosfera dla myślenia, że PZU i PZU Życie to nie są dwa odmienne światy. Że są projekty, które powinniśmy realizować wspólnie, bo dzięki temu osiągniemy synergię kosztową, co przełoży się na wzrost zysku na akcję.

Twierdzi pan, że potrzebuje około 9 miesięcy, aby doprowadzić do notowań. Wcześniej deklarował Pan, że przygotowania mogą potrwać do pół roku…

Nic się nie zmieniło. Prospekt możemy przygotować w oparciu o wyniki półroczne bądź roczne. Jeśli decyzja o ofercie publicznej zapadłaby np. w październiku, to zapewniam, że debiut z spółki mógłby się odbyć najpóźniej w połowie 2005 roku.

Tego samego chce Eureko. To przypadek?

Myślę, że tak. Moja odpowiedź wynika wyłącznie z oceny technicznych uwarunkowań, jakie muszą być spełnione w związku z publiczną ofertą.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad ukazał się w Parkiecie.