Niejasna klauzula nie oznacza naruszenia praw konsumentów
Sprawa „nabitych w mBank” towarzyszy mi od początku prezesury. Moim poprzednikom nie udało się powstrzymać tego sporu w latach 2009-2010. Pozew dotarł do banku z końcem 2010, w czasie, kiedy zacząłem kierować wówczas jeszcze BRE Bankiem.
Sprawa miała i ma charakter precedensowy, jest bowiem pierwszym poważnym sporem rozpatrywanym pod rządami Ustawy o dochodzeniu roszczeń w postępowaniu grupowym.
Jej ostateczne rozstrzygnięcie zarówno w trybie instancyjnym, jak również wobec przyjęcia skargi kasacyjnej przez Sąd Najwyższy do rozpoznania, będzie miała konsekwencje nie tylko dla dalszej dynamiki tych sporów jako nowej instytucji polskiego prawa procesowego, ale też dla możliwości i przyszłego sposobu pozyskiwania środków przez polskie banki na rozwój akcji kredytowej, a w pewnym stopniu na wzrost gospodarczy w Polsce.
Niedoszacowany LIBOR
Przyjęty przez mBank charakter umów o walutowy kredyt hipoteczny zakładał, że po stronie klientów pozostanie całość ryzyka walutowego, natomiast bank przyjął na siebie ryzyko związane z wypłacalnością klientów. Ryzyko stopy procentowej zostało przyjęte przez obie strony. Nie będę w tym miejscu rozwijać kwestii zasadności zaciągania kredytów w walucie obcej przez osoby fizyczne. Swój pogląd wyraziłem w artykule z 14 lutego br. „Nie był Pan hazardzistą”, który ukazał się w magazynie świątecznym „Gazety Wyborczej”.
Właśnie kwestia rozłożenia odpowiedzialności za koszt finansowania we franku stała się istotą formułowanych zarzutów. Bank nie uchyla się od odpowiedzialności za portfelową optymalizację tego kosztu wobec swoich klientów, ale nie sposób byłoby mu przyjąć na kolejne kilkadziesiąt lat wyłącznej odpowiedzialności za jego zmienność na rynkach. Przyjęta przez bank klauzula, w moim przekonaniu, o ile starannie realizowana przez bank, lepiej adresowała ten problem niż formuła oparta na LIBOR + marża, która była w praktyce narzucana bankom przez regulatorów, poczynając od 2006 roku.
Wskaźnik LIBOR odzwierciedla stan widzenia rynku na godz. 11.00 danego dnia przez główne banki londyńskie. Stawka LIBOR jest określana nie w oparciu o realnie przeprowadzone transakcje finansowe, ale o przewidywania banków co do własnych kosztów pozyskania funduszy od innych banków działających na rynku. Mechanizm określania wskaźnika LIBOR 3M CHF w normalnych warunkach powinien być prawidłowy i adekwatny do wszelkich zachodzących zmian na rynku, gorzej, gdy na rynku dzieje się coś nieprzewidzianego. Tak się stało po upadku Lehman Brothers 15 września 2008 roku, gdy efektywny rynek międzybankowy prawie zamarł, a banki zaczęły „zgadywać” wysokość kosztów własnych pozyskiwania funduszy. Oficjalnie kwotowany LIBOR stał się stawką teoretyczną i niedoszacowaną, przez co przestał odzwierciedlać realną sytuację występującą na rynku. Spowodowało to, że wskaźnik LIBOR przestał być w tamtym okresie faktyczną ceną pozyskania pieniądza, a rzeczywiste koszty pozyskania funduszy we frankach stały się – zwłaszcza dla banków z krajów takich jak Polska – znacznie wyższe.
Kluczową przyczyną niedoszacowania wskaźnika LIBOR i utraty przez niego roli adekwatnego miernika wartości pieniądza było manipulowanie stopą LIBOR przez banki w Europie i USA w latach 2006-2010. Warto przypomnieć, że czołowe banki, w tym uczestniczące w panelu banków określających poziom LIBOR dla franka, UBS i Credit Suisse, zostały ukarane setkami milionów dolarów kar za stosowanie takich praktyk m.in. przez regulatorów szwajcarskich w 2012 roku.
Zobowiązanie na lata
Oryginalna treść pozwu z 20 grudnia 2010 roku zarzucała naszemu bankowi „nienależyte wykonywanie umów zawartych z konsumentami polegającego na pobieraniu……od każdego z konsumentów wyższych kwot tytułem oprocentowania kredytu, niż gdyby wykonywał swoje zobowiązanie w sposób należyty, co doprowadziło do powstania szkody u każdego z konsumentów”.
Treść pierwotnego powództwa to ważna i wymagająca podkreślenia okoliczność w toczącym się sporze. W początkowej fazie postępowania sądowego powód zarzucał bowiem bankowi, że ten nie dostosowywał w odpowiednim tempie zmiany stopy procentowej do dynamiki zmian stóp procentowych na rynku. Można założyć, że na tamtym etapie postępowania powodowie uznawali istotę treści klauzuli cenowej znajdującej się w zawartych przez nich kilka lat wcześniej umowach. Kwestia oprocentowania kredytu musi być traktowana jako kluczowy element umowy i bez zgody na formułę ceny kredytu (zwłaszcza na to, czy stopa procentowa jest stała czy zmienna) trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie rynku kredytowego.
Podkreślę raz jeszcze, że moim zdaniem formuła oprocentowania stosowana przez bank w umowach objętych postępowaniem lepiej odzwierciedlała realne koszty możliwości finansowania kredytu hipotecznego na następne kilkadziesiąt lat w walucie szwajcarskiej. Trudno sobie jednocześnie wyobrazić, że bank w tak długiej perspektywie mógłby zapewnić klientom kredytowym w tej walucie oprocentowanie stałe, o jakie zabiegali oni w trakcie postępowania.
Nie wdając się w zawiłości konstrukcji i stosowania stopy stałej i zmiennej, zwrócę uwagę, że gdyby pozostawić klientów na oczekiwanej stopie z daty zawarcia przez nich umowy, to wielu z nich dzisiaj musiałoby płacić około 4 proc. od pożyczonego kapitału. Myślę, że formułując taką, a nie inną treść swojego żądania, kierowali się oni perspektywą bieżących rat, a zabrakło im wyobraźni i dostatecznego zaufania do banku.
Abuzywność – nowe zaklęcie
W trakcie trwania procesu, ponad dwa lata po wniesieniu pozwu, w styczniu 2013 roku został on istotnie zmodyfikowany. Strona powodowa alternatywnie, obok dotychczasowego wniosku o ustalenie, iż bank niewłaściwe wykonywał umowę kredytową, gdyż strony rzekomo umówiły się, iż oprocentowanie kredytu było oparte wyłącznie na stawce referencyjnej LIBOR plus marża, co nie znajdowało w żaden sposób odzwierciedlenia w treści zapisu, zaczął podnosić kwestię abuzywności przedmiotowej klauzuli i jej niewiążącego dla stron umowy charakteru. Należy przypuszczać, że jedną z przyczyn było uświadomienie sobie przez powoda, że wobec masowych kar nałożonych na czołowe banki panelu ustalającego stawkę LIBOR argumentacja zmierzająca do podważenia staranności mBanku w wykonywanie umów zawartych z konsumentami i pobieraniu zawyżonego oprocentowania odnoszonego do stawki LIBOR, co było istotą stawianych bankowi zarzutów, będzie trudna do obrony.
Skierowało to postępowanie sądowe, w tym jego część dowodową, w obszar dogmatycznej analizy prawniczej treści słów i zapisu klauzuli oprocentowania, całkowicie oderwanej od analizy możliwości finansowania kredytów hipotecznych przez polskie banki i rzetelności mBanku w traktowaniu klientów. Sądy obu instancji w tych okolicznościach skupiły się na kwestii abuzywności przedmiotowej klauzuli, nie dopuszczając do zbadania, jakimi przesłankami kierował się bank, dokonując zmian oprocentowania oraz czy robił to zgodnie z umową.
Ignorowanie danych
Zdajemy sobie sprawę, że dla sądów było to łatwiejsze zadanie, ale trudno nam się zgodzić, niezależnie od argumentów proceduralno-prawnych, z wyborem tego kierunku orzecznictwa. Całkowite zignorowanie argumentów banku uwzględniających dane ekonomiczne i finansowe, a także wyliczenia potwierdzające prawidłowość ustalania wysokości oprocentowania wobec klientów kredytowych mBanku, jak również składanych przez bank wniosków dowodowych, nie pomaga w kształtowaniu stosunków umownych z uwzględnieniem realiów gospodarczych, w których tylko dzięki pośrednictwu banków klienci zyskali dostęp do obiektywnie tańszego, choć niewątpliwie obciążonego dodatkowymi ryzykami kredytu.
Sądy obu instancji oparły się jedynie na brzmieniu spornej klauzuli i zupełnie pominęły fakt, że dla ustalenia odpowiedzialności odszkodowawczej mBanku konieczne było wystąpienie wszystkich „kodeksowych przesłanek, które nie zostały spełnione. W sprawie m.in. nie zbadano, czy faktycznie doszło do rażącego naruszenia interesów konsumentów i czy zmiany oprocentowania dokonywane przez mBank były zgodne z przesłankami określonymi w umowie.
Samo „niejasne”, jak je ocenił Sąd, sformułowanie klauzuli zmiennego oprocentowania nie jest wystarczającą przesłanką do przyjęcia, iż doszło do rażącego naruszenia interesów konsumentów. Nie wystarcza także do przypisania mBankowi odpowiedzialności odszkodowawczej, jak również nie może stanowić podstawy de przyjęcia, iż doszło do bezpodstawnego wzbogacenia po stronie Banku.
Wyrok, który nikomu nie pomaga
Ponadto Sąd Apelacyjny w Łodzi, tak jak wcześniej Sąd Okręgowy, zarzucający mBankowi nienależyte wykonywanie umów kredytowych, nie wskazały, jak konkretnie powinny być one wykonywane.
Postępowania przeprowadzone w niniejszej sprawie w dwóch instancjach żadnemu z jego uczestników nie dały odpowiedzi na pytanie, co należałoby zrobić, aby poprawnie wykonać umowę. To dodatkowo skomplikowało sytuację kredytobiorców, gdyż wobec niejasności końcowego wyroku w tej kwestii bank został „sparaliżowany” sugestią stosowania stałej stopy na następne 20 lat, natomiast klienci przejściowo, do czasu gwałtownej obniżki stawki LIBOR, uwierzyli, że rozstrzygnięcie jest dla nich korzystne. Utrudniło to poszukiwanie porozumienia. Prawdopodobnie dzisiaj, w okolicznościach, w których stawka LIBOR jest ujemna, przyjęcie propozycji banku sprzed kilku lat dawałoby klientom oprocentowanie o połowę niższe niż „sugerowana” w uzasadnieniu wyro-,ku sądowego „zamrożona” stopa procentowa z daty zawarcia umowy.
W naszym przekonaniu oba sądy (okręgowy i apelacyjny) dokonały nieuprawnionej kontroli abstrakcyjnej postanowienia umownego w oderwaniu od okoliczności i realiów zawierania i wykonywania umów. Prawo do dokonywania kontroli abstrakcyjnej przysługuje jedynie Sądowi Ochrony Konkurencji i Konsumentów w Warszawie. W niniejszej sprawie Sąd powinien dokonać kontroli indywidualnej, uwzględniającej wszelkie okoliczności indywidualizujące dotyczące zawarcia i wykonywania umów.
Niejednolite rozstrzygnięcia
Należy również podkreślić, iż orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Łodzi nie jest jedynym, jakie zapadło w sprawie klauzuli zmiennego oprocentowania. Sprawy te były rozpatrywane przez różne sądy, a prawomocne rozstrzygnięcia nie są jednolite. Przykładowo, w 2013 r. sąd drugiej instancji w Warszawie wydał wyrok, w którym oddalił pozew klienta mBanku, przyjmując, iż nie wykazano, aby przedmiotowa klauzula naruszała rażąco interesy konsumentów, gdyż można o tym mówić dopiero w sytuacji, gdy dochodzi do istotnej i nieusprawiedliwionej dysproporcji praw i obowiązków na niekorzyść konsumenta. Naruszenie to powinno być niewątpliwe, bezsporne i nacechowane znacznym ujemnym ładunkiem, co zdaniem sądu nie miało miejsca.
Jak wydaje się wynikać z uzasadnienia wyroków obu Sądów, konsumentów nie wiąże jedynie klauzula mówiąca o sposobie ustalania oprocentowania, a więc o czynnikach, od których ono zależy. Nie wpływa to natomiast na rodzaj oprocentowania określonego w umowie, która w tym zakresie, wydaje się, że pozostaje wiążąca dla obu stron, choć i ta interpretacja wyroku zdaje się być kwestionowana przez reprezentantów strony konsumenckiej. Co do zasady bankowi trudno byłoby akceptować sytuację, w której niejako „narzuca” mu się inny rodzaj oprocentowania niż pierwotnie zakładany, zwłaszcza wobec umów zawieranych na okresy wieloletnie.
Przyszłość relacji bank – klient
Przyjęcie przez sądy obu instancji kwestii niedozwoloności wybranych postanowień skomplikowanej umowy za istotę przedmiotu sporu, pominięcie kwestii sposobu wykonywania umowy przez bank oraz wyrokowanie bez przeprowadzenia pełnego postępowania dowodowego może mieć daleko idące konsekwencje dla sposobu kształtowania się stosunków klientowskich w polskiej bankowości.
Miałoby też trwałe skutki dla możliwości i chęci pozyskiwania środków z międzynarodowych rynków finansowych przez polskie banki. Polska jako kraj skazany w przewidywalnej perspektywie na import kapitału może znaleźć się w sytuacji niezdolności pozyskiwania środków ze względu na trudności polskich banków z bezpiecznym sięganiem po środki z rynków finansowych i problemów zarządzania ich bilansami w dłuższej perspektywie.
Na koniec należy wskazać, iż niezależnie od stanowiska mBanku co do prawidłowości stosowanych w przeszłości zapisów umów kredytowych, mBank cały czas jest otwarty na polubowne zakończenie sporu. mBank nieraz już kierował do klientów oferty przejścia na klauzulę oprocentowania opartą na stawce LIBOR, oferując korzystną wysokość marży. Oferta ta jest cały czas aktualna.
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji
O co idzie spór
Przedmiotem sporu jest stosowana przez mBank klauzula ustalania wysokości zmiennego oprocentowania w zawieranych w latach 2004-2006 umowach o kredyt hipoteczny we frankach szwajcarskich. Stanowiła ona, że „zmiana wysokości oprocentowania kredytu może nastąpić w przypadku zmiany stopy referencyjnej określonej dla danej waluty oraz zmiany parametrów finansowych rynku pieniężnego i kapitałowego w kraju (lub krajów zrzeszonych w Unii Europejskiej), którego waluta jest podstawą waloryzacji”.
Sąd pierwszej instancji uznał powyższą klauzulę za „niedozwolone postanowienie umowne w rozumieniu art. 385 §1 k.c.” i w konsekwencji przyjął odpowiedzialność odszkodowawczą banku z tytułu jej stosowania. W uzasadnieniu sąd stwierdził, że klauzula dotycząca zmiany oprocentowania kredytu nie wiąże członków grupy, co eliminuje ją z treści umowy kredytu przy jednoczesnym obowiązywaniu pozostałych elementów umowy, w tym postanowienia określającego wysokość oprocentowania na dzień zawarcia umowy. Sąd oddalił wnioski Banku o dopuszczenie dowodów w postaci opinii biegłego m.in. na okoliczność:
- mechanizmu i sposobu pozyskiwania przez polskie banki środków na sfinansowanie akcji kredytowych we franku szwajcarskim,
- czynników wpływających na wysokość oprocentowania kredytów hipotecznych,
- wpływu parametrów finansowych rynku pieniężnego i kapitałowego na wysokość oprocentowania kredytów.
Podsumowując, można powiedzieć, że dla sądu kluczowym aspektem sprawy był brak precyzyjnego algorytmu określającego wysokość zmian oprocentowania. Sąd nie uznał za ważne i celowe zbadania, czy decyzje mBanku ustalające zmieniające się oprocentowanie były uzasadnione sytuacją rynkową, ani czy kredytobiorcy faktycznie ponieśli szkody z tego tytułu. Sąd Apelacyjny w Łodzi oddalił apelację banku od wyroku sądu pierwszej instancji.
30 kwietnia SN rozpatrzy kasację wniesioną przez mBank
Cezary Stypułkowski
Opinia ukazała się w dzienniku Rzeczpospolita