Instytucja o narodowej tożsamości – wywiad dla pisma Finansista
Panie Prezesie, gdy słyszy Pan nazwę Eureko, to jak Pan reaguje?
Przyjaźnie, bo to jest poważny akcjonariusz, który ma 30 proc. akcji PZU SA, spółki kontrolującej całą Grupę PZU. Prezes zarządu spółki akcyjnej musi szanować wszystkich akcjonariuszy.
Minister skarbu Zbigniew Kaniewski zapowiedział na posiedzeniu Sejmowej Komisji Skarbu, że wkrótce będą gotowe warianty rozwiązania sporu pomiędzy Skarbem Państwa a Eureko. Pan coś słyszał o owych wariantach?
Niezręcznie byłoby mi komentować wypowiedzi ministra. Myślę, że celem Ministerstwa Skarbu jest doprowadzenie do porozumienia z Eureko.
Spór jest już w Międzynarodowym Sądzie Arbitrażowym. Eureko twierdzi, że ma prawo kupić dodatkowo jeszcze pakiet 21 proc. akcji PZU. Dwa lata temu, w kwietniu 2002 r., Ministerstwo Skarbu odstąpiło jednak od tej transakcji. Ten spór ciągnie się już wiele miesięcy. Jak mógłby być rozwiązany?
Z wykształcenia jestem prawnikiem. Rozumiem arbitraż jako formę ostatecznego rozstrzygania sporów pomiędzy stronami, którą trzeba mieć na zapleczu. Wcześniej jednak należy poszukiwać rozwiązań polubownych. Jestem przekonany, że takie rozwiązanie w sporze pomiędzy Skarbem Państwa a Eureko jest możliwe. Co więcej, sprzyjałoby ono PZU SA i jego akcjonariuszom, uwolniłoby wartość, która pozostaje w PZU i jest do dyspozycji Skarbu Państwa. Istnieją dwie drogi doprowadzenia do takiego rozwiązania: wykupienie akcji PZU od Eureko albo porozumienie się na bazie istniejących kontraktów. Trzeba jednak pamiętać, że w ciągu ostatnich lat aura w Polsce istotnie się zmieniała i zdolność ministra skarbu czy polityków do rozdysponowania dodatkowych 21 proc. akcji PZU, a w istocie oddania kontroli nad spółka, jest ograniczona.
Pan chciałby, aby Eureko dokupiło owe 21 proc. obiecane kiedyś tej firmie przez rząd?
Jak już powiedziałem, jestem w niezręcznej sytuacji, gdyż prezes zarządu służy spółce, służy akcjonariuszom.
To proszę powiedzieć, czy ta decyzja służyłaby akcjonariuszom?
To, co jest na pewno potrzebne, to spokój wokół spółki i oczywiście jej upublicznienie. Wydaje mi się, że w tej kwestii wszyscy są zgodni: Eureko, Skarb Państwa i pracownicy. Im szybciej dojdzie do rozstrzygnięć, tym lepiej będzie dla spółki.
Który ze scenariuszy ma większą szansę realizacji?
Przez wiele lat uchodziłem w środowisku finansowym za rzecznika poglądu, który można nazwać narodowym – osoby, która ujmowała się za czymś, co ja sam nazywałem flagową instytucją finansową o narodowej tożsamości. Byłem za to nawet krytykowany. Wydaje mi się, że ta aura interesu narodowego narosłą, zarówno w społeczeństwie, jak i środowiskach politycznych. Wyczuwa się dziś oczekiwanie, że niektóre z istotnych instytucji finansowych, należące do skarbów narodowych – a PZU na pewno do takich należy – powinny pozostać instytucjami o narodowej tożsamości. To nie oznacza bynajmniej, że wszystkie akcje tych spółek pozostaną w Polsce, będą w posiadaniu Skarbu Państwa czy też obywateli polskich. Chcę podkreślić, że pozostawienie w rękach rozproszonego rynku nie wyklucza utrzymania przez instytucję krajowe tożsamości. Przykładem niech będzie Societe Generale czy Deutsche Bank – są bankami rozpoznawanymi jako francuski czy niemiecki, a bynajmniej nie jest tak, że wszystkie akcje są w rękach Niemców czy Francuzów. Oddanie kontrolnego pakietu spółki w ręce jednej instytucji zagranicznej niewątpliwie budzi emocje. Po prostu musimy być realistami i być tego świadomi.
Czyli bliżej jest Panu do formuły narodowego koncernu niż do oddania kontroli zachodnim inwestorom?
Jestem dość precyzyjny w swoim wypowiedziach. Dla mnie określenie: narodowy koncern jest mało precyzyjne. Powtórzę to, do czego wielokrotnie się odwoływałem: potrzebna jest narodowa tożsamość tej instytucji, jej osadzenie w lokalnym rynku, jej posiadanie przez rynek i poddanie jej reżimowi publicznego obrotu.
Jak Pan myśli, kiedy zakończy się ów spór z Eureko, bo to ma bezpośredni wpływ na ewentualną prywatyzację PZU i debiut giełdowy?
Im szybciej, tym lepiej. Pewnym elementem dyscyplinującym ten proces jest istnienie sporu arbitrażowego, który zmusza strony do mobilizowania się. Z radością przyjmuję wyrażane w ostatnich wypowiedziach ministra Kaniewskiego intencje, dotyczące przyspieszenia tego rozstrzygnięcia.
A kiedy marzy się Panu debiut giełdowy? Jeszcze w tym roku?
Debiut giełdowy będzie funkcją decyzji Ministra Skarbu, bo to ono będzie wprowadzało do obrotu publicznego akcje, którymi dysponuje. Wejście na giełdę będzie zatem pochodną rozstrzygnięcia sporu czy też porozumienia między akcjonariuszami. Ja mogę tylko powiedzieć w imieniu spółki, że technicznie jesteśmy w stanie przygotować się stosunkowo szybko, ponieważ prace takie były już w przeszłości prowadzone. Kilka lat temu osobiście brałem udział w znaczącym debiucie giełdowym – przy wprowadzaniu na giełdę akcji Banku Handlowego. Wspomina to doświadczenie bardzo miło i na jego podstawie mogę powiedzieć, że giełdowy debiut PZU SA jest technicznie możliwy jeszcze w tym roku.
Czy możliwy jest politycznie?
Politycznie chyba też. Nie widzę większych zahamowań z tego punktu widzenia.
Prywatyzacja banku PKO BP przeciąga się w czasie z miesiąca na miesiąc. Ostatnio jest już mowa o 2005 roku.
Przypadek PKO BP jest trochę bardziej skomplikowany, bo bank ten jest w całości spółką Skarbu Państwa. W przypadku PZU 45 proc. akcji jest w rękach prywatnych inwestorów, bo dodatkowych 14 proc. akcji mają pracownicy albo inwestorzy, którzy je odkupili. Sytuacja jest więc nieco odmienna, ja sam nie porównywałbym bezpośrednio obu tych przypadków. Niewątpliwie jednak sprawa PZU z różnych powodów budziła i budzi trochę więcej emocji. Pan używa określenia, że to polityczne względy mogłyby przeszkadzać giełdowemu debiutowi PZU. Ja powiedziałbym, że kluczową rzeczą jest rozłożenie w czasie planu prywatyzacyjnego ministerstwa, jak również zdolności absorpcji podaży akcji przez inwestorów. To nie jest tak, że nasz rynek jest kompletnie otwarty i tak znaczne emisje jak PKO BP czy PZU zostaną bez problemów wchłonięte. Choć apetyt inwestorów na te akcje można ocenić jako duży, jest pytanie, czy byliby w stanie jednorazowo zaabsorbować tak dużą podaż nowych papierów.
Gdy Zbigniew Kaniewski zostawał ministrem skarbu mówił, że jest mu bardzo blisko do idei połączenia PZU i PKO BP w jedną wielką grupę. Panu jest również blisko do tego poglądu?
Nie słyszałem takich wypowiedzi. Wiem tylko, że minister mówił o zbliżeniu tych instytucji. Do tego jestem absolutnie przekonany. Uważam, że PKO BP i PZU operują w podobnym segmencie klientów. Obie instytucje mają podobną sieć. Ilekroć ludzie używają określenie „połączyć”, powinni mieć świadomość, że jest to bardzo konkretny i bardzo skomplikowany bieg zdarzeń. Brałem udział w dwóch połączeniach instytucji finansowych i wiem, co się za tym kryje. Kluczem do wszelkiego typy połączeń jest zdolność do podwyższania wartości instytucji przez zwiększanie zysku netto na akcje, a to jest z kolei pochodną wykorzystania synergii kosztowej i dochodowej. Łatwiej jest o tym mówić, jeżeli łączy się dwie instytucje o podobnym charakterze – bankowe czy ubezpieczeniowe. Dużo trudniej jest pomiędzy bankiem i ubezpieczycielem, bo tu kluczem jest raczej zdolność sprzedaży produktów ubezpieczeniowych przez bank niż bankowych przez ubezpieczyciela. To można robić bez połączenia instytucji. PZU ma porozumienie dotyczące bancassurance również z PKO BP. One są realizowane i z pewnością będziemy ten kanał rozwijać. To, co jest ważnym aspektem zbliżania obu instytucji, to na pewno wzajemne posiadanie akcji w celu stabilizowania akcjonariatu i zwiększenia zwięzłości tych instytucji. W pewnym obszarze, być może w odleglejszej perspektywie, optymalizacja sieci wydaje się zasadna. Ale nie demonizujmy sprawy twierdząc, że jeśli nominalnie połączymy obie instytucje, to z tego wykreujemy istotną wartość.
Czy zapowiedź 1,5 mld zł zysku grupy PZU za rok 2003 będzie potwierdzenie w raportach?
Tak, podtrzymuję tę zapowiedź. Liczymy, że nasz zysk netto po weryfikacji audytorów będzie przekraczał 1,5 mld zł.
Na co zostanie przeznaczony ten zysk w tym roku? Na dalszą ekspansję, chociażby na Litwie?
Nasza inwestycja na Litwie nie wymaga tak dużych pieniędzy. PZU jest w tej chwili instytucją, która ma wystarczająco dużo kapitału. Nie uprzedzając jeszcze bardziej konkretnych deklaracji, jestem zdania, że znaczna część naszego zysku będzie na pewno przeznaczona na dywidendę, ponieważ spółka nie ma istotnych potrzeb kapitałowych. W związku z tym część swojego zysku netto powinna oddać akcjonariuszom
Jak dużą część?
Nie chciałbym się w tej chwili wypowiadać.
Znaczną czy mniejszą?
Znaczną
A co z pozostałymi pieniędzmi, co z ową ekspansją w tym roku PZU poza granice Polski?
Jesteśmy już obecni na Litwie. Nie jest żadną tajemnicą, że próbujemy zwiększyć naszą pozycję na tym rynku. Dość otwarcie mówimy też o tym, że interesują nas rynki. Dość otwarcie mówimy też o tym, że interesuje nas rynek ukraiński. Będą tam następowały zmiany regulacyjne, a rynek jest duży, porównywalny z naszym Stąd chcielibyśmy się uplasować na nim jako znaczącym ubezpieczyciel.
Wejście samodzielnie czy odkupienie istniejącego już gracza na rynku?
Mam wrażenie, że PZU nie ma zdolności do organicznego wzrostu poza zwolennikiem krajowym. Byłbym zatem zwolennikiem tego, żeby poszukiwać partnera do na rynku ukraińskim. To też ni jest łatwe, ponieważ ten rynek jest dość rozproszony, nie ma tam bardzo znaczących operatorów. Niemniej jednak, jak już powiedziałem, jesteśmy skłonni raczej do zakupów na tamtejszym rynku niż do organicznego wzrostu.
Wywiad ukazał się w piśmie Finansista.