mBank zamiast BRE – wywiad dla Rzeczpospolitej
Monika Krześniak, Jakub Kurasz, Rzeczpospolita: Niedawno pisaliśmy, że KNF nie zgodziła się na to, aby odpowiedzialnym za zarządzanie ryzykiem w BRE był cudzoziemiec, przedstawiciel Commerzbanku…
Cezary Stypułkowski: To nie tak. Rzeczywiście miało miejsce spotkanie, w którym przedstawiciele Urzędu wyrazili pewne wątpliwości, ale w waszej gazecie zostały one źle nazwane. Kwestie relacji nadzoru ze strategicznymi inwestorami są przedmiotem publicznej dyskusji. Regulator nie powiedział wprost, że się nie zgadza, lecz wiadomo, że stawia pewne warunki, m.in. taki, że osoba odpowiedzialna za zarządzanie ryzykiem kredytowym w banku powinna znać język polski. Z własnego doświadczenia wiem, że rzeczywiście lepiej, gdy zna nasz język, ale nie uważam, że jest to warunek konieczny dla sprawnego działania.
Czym były spowodowane ostatnie zmiany w zarządzie banku?
Do tej pory mieliśmy w składzie zarządu troje Niemców desygnowanych przez Commerzbank, ale dwoje z nich wraca do Niemiec. Jedno z tych stanowisk objął przedstawiciel inwestora, a drugie pozostało wolne do obsadzenia, więc powstała okazja do wewnętrznych awansów i stąd nominacja dla nowego członka zarządu odpowiedzialnego za detal.
Czy nowy mBank, który ma ruszyć pod koniec roku, to projekt bardziej biznesowy czy prestiżowy?
BRE chce inwestować w ten projekt, bo widzimy, że coraz większa grupa klientów oczekuje nowego rodzaju usług. Musimy mieć zdolność wyprzedzania ich oczekiwań, chcemy patrzeć do przodu. Po raz kolejny zamierzamy napisać nowy rozdział bankowości. Perspektywa końca bieżącego roku zakłada raczej udostępnienie do testów nowej platformy niż wdrożenie.
Czy nowy projekt nie jest próbą zasłonięcia ciągnącej się afery z tzw. nabitymi w mBank i pozwu zbiorowego przeciw bankowi?
Ja już zastałem tę sytuację, ale uważam, że bank działał w dobrej wierze. Przez cały czas był i jest nadal otwarty na dialog z klientami, nigdy nie zależało nam na ukrywaniu sprawy. Wiem, że z propozycji zmiany zasad ustalania oprocentowania skorzystało już blisko 9 tys. osób. Pewna grupa chce wyjaśnić tę kwestię przed sądem i ma do tego prawo. Projekt nowego mBanku nie jest próbą odwrócenia uwagi i nie ma z tym żadnego związku, a wynika ze zmieniających się wymagań klientów.
Gdyby mógł pan podjąć decyzję na wcześniejszym etapie sporu, to wybrałby pan wariant bardziej ugodowy?
Z perspektywy czasu łatwo jest mówić, że można było postąpić inaczej, dziś to jednak nie ma znaczenia. Jest to pewien precedens, który pozwoli wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Czy BRE Bank przygotowuje już nową strategię?
Przygotowaliśmy taki dokument i teraz czekamy na opinię naszego głównego akcjonariusza. Nowa strategia nie oznacza jednak rewolucyjnych zmian. BRE będzie nadal bankiem uniwersalnym, choć z większym akcentem w części korporacyjnej na bankowość inwestycyjną, a w części detalicznej na dalszą akwizycję relatywnie młodej klienteli i skok technologiczny.
Czy strategia zakłada ujednolicenie marki?
Chcemy jednej wspólnej nazwy. Dziś część wartości banku zostawiamy na ulicy ze względu na to, że „rozdrabniamy” się na trzy marki. Jestem zwolennikiem marki mBanku jako wspólnego brandu. To świetnie znana, jedna z najcenniejszych marek na polskim rynku.
Czy połączenie BZ WBK i Kredyt Banku zmieni układ sił na polskim rynku?
Nie sądzę. Powstanie większy bank, zbliżony do nas sumą bilansową, choć z dużo wyższymi przychodami, ale nie spowoduje to zmiany w naszym działaniu. BZ WBK jest naszym bezpośrednim konkurentem i nadal nim będzie, tyle że z większą sumą bilansową.
A czy ta fuzja wymusi jakiś ruch ze strony inwestora strategicznego BRE?
BRE jest najlepiej rozwijającym się organicznie bankiem w Polsce. Taka jest natura tego banku. Czy byłby równie dobry i skuteczny w procesie łączenia z innym bankiem? Nie wiem, bo nie ma takiej praktyki i doświadczeń, choć nie chcę powiedzieć, że na pewno nigdy nie będzie uczestniczył w tego typu procesie. Fuzja jest jednak trudnym przedsięwzięciem. Dalsza konsolidacja rynku nie jest korzystna ani z punktu widzenia klienta, ani regulatora. Cena płacona za wysoki stopień koncentracji rynku jest wysoka.
Czy NBP i KNF powinny udostępnić nowe źródła pozyskiwania długoterminowych pasywów?
To poważny dylemat bo funkcjonujemy w gospodarce rynkowej i zaburzanie jej mechanizmów przez jakieś regulacyjne rozwiązania nie byłoby dobre. Jesteśmy w gorszej sytuacji konkurencyjnej niż banki ze strefy euro, które mają dostęp do tanich źródeł płynności. I choć powody tego są zrozumiałe, nie zmienia to faktu, że dostają one łatwe i tanie pieniądze. Co prawda jedynie na trzy lata, ale polskie banki mogą sobie o takiej możliwości jedynie pomarzyć.
A podatek bankowy jest dobrym pomysłem?
Podatek bankowy w Polsce nie ma uzasadnienia, ponieważ w istocie jest to instrument penalizacyjny, traktowany jako rewanżyzm publiczny wobec instytucji, które zmuszone były do wzięcia wsparcia publicznego i ten aspekt w odniesieniu do naszych banków byłby nieuzasadniony. W Polsce nie było przypadku ratowania banków ze środków publicznych, bo nie było takiej potrzeby, więc ta linia argumentacji jest nietrafiona. Natomiast niewielkie prawdopodobieństwo wystąpienia takiej sytuacji w przyszłości jest. Bankowy Fundusz Gwarancyjny jest wysoko skapitalizowany jak na europejskie warunki i skalę depozytów, ale po to, żeby go jeszcze wzmocnić na wypadek wystąpienia sytuacji kryzysowej, trzeba gromadzić pieniądze na fundusz pomocowy w czasach dobrej koniunktury, a taką teraz mamy. W tym sensie nie podatek, ale solidarnościowe obciążenie sektora na rzecz BFG jest dla mnie zrozumiałe, mimo że taka struktura opłaty, jaka jest obecnie projektowana, akurat BRE dotknie w większym stopniu niż inne banki.
Wywiad ukazał się w Rzeczpospolitej.