Wszystkie Artykuły Wywiady

Rynek usług bankowości inwestycyjnej podzieli się – wywiad dla gazety Parkiet

Czy niewielkie podmioty doradcze, których na polskim rynku jest coraz więcej, stanowią obecnie zagrożenie dla dużych graczy? Jeśli tak, to w jakim zakresie?

Firmy te nie są zagrożeniem dla dużych podmiotów oferujących usługi bankowości inwestycyjnej. Polska gospodarka jest bowiem zdominowana przez małe i średnie przedsiębiorstwa. Dlatego też dochodzi tu głównie do transakcji o stosunkowo niewielkiej wartości. A duże banki inwestycyjne jak Goldman Sachs, Deutsche Bank, Merrill Lynch czy JP Morgan nie są przecież z reguły zainteresowane projektami wartymi poniżej 100 mln euro. Dlatego też w najbliższych latach rynek tych usług będzie się w Polsce rozwijał i oferta dużych, międzynarodowych banków raczej będzie „uzupełniała” aktywny rynek stosunkowo niewielkich (dzisiaj jeszcze niezauważalnych dla międzynarodowych rynków), lecz licznych transakcji krajowych.

Czy obawia się Pan, że niektórzy z autoryzowanych doradców NewConnect, którzy obsługują coraz większe fuzje oraz przejęcia i w coraz większej liczbie, a także wprowadzają spółki na NewConnect lub giełdę (inwestując w nie wcześniej), staną się graczami „pierwszej ligi” usług bankowości inwestycyjnej w Polsce?

Profesor Adam Noga (w latach 1978-1999 był pracownikiem naukowym SGH – red.) powiedział kiedyś żartobliwie, że najpiękniejsze jest to, co małe i szybko rośnie. I nie sposób się z tym nie zgodzić. W bankowości inwestycyjnej ważne są relacje. Jeśli jakaś spółka rośnie bardzo dynamicznie, a od początkowej fazy rozwoju obsługuje ją jakiś konsultant, to raczej nie zrezygnuje z niego w dalszych stadiach swego rozwoju. No chyba, że ten doradca nie będzie w stanie zrealizować konkretnej transakcji.

Myślę, że sytuacja będzie tu analogiczna do rynku usług maklerskich w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy to pewne „spowolnienie” rynku, rosnąca konkurencja oraz koszty operacyjne doprowadziły do pewnej koncentracji rynku i przejęcia niektórych niezależnych domów maklerskich przez duży instytucje zachodnie. Barierą dla rozwoju tych instytucji będzie potrzeba zapewnienia ekspertyzy industrialnej oraz posiadanie solidnej, międzynarodowej bazy inwestorów w przypadku rosnącej wartości transakcji. Stąd będą one „skazane” na jakąś formę współpracy czy aliansu z dużymi bankami.

Czy bierze Pan pod uwagę taki scenariusz, że dzisiaj duże banki inwestycyjne nie interesują się średnimi i małymi transakcjami w Polsce, które są obsługiwane przez lokalne podmioty, ale w przyszłości niektóre polskie firmy wraz ze swoimi doradcami finansowymi urosną na tyle, że zagrożą dużym bankom inwestycyjnym?

Taki proces nie jest niemożliwy, ale prawdopodobnie rynek podzieli się. Transakcje nie wymagające międzynarodowej bazy inwestorów lub nie mające charakteru transgranicznego będą obsługiwane „krajowo”, a w odniesieniu do całej reszty duże, międzynarodowe banki zbliżą swoje kryteria do poziomu przeciętnych transakcji charakteryzujących polski rynek. Wydaje mi się, że w fazie wzrostu gospodarki będzie miejsce dla obu typów podmiotów i jak powiedziałem wcześniej – dostosowania nastąpią w fazie spadku koniunktury.

Navigator Capital chce być za 2-3 lata wiodącym graczem na rynku usług bankowości inwestycyjnej w Polsce. Już teraz realizuje projekty o jednostkowej wartości 100 mln zł. Czy sądzi Pan, że jest aspiracje są realne?

Jest mi niezręcznie wypowiadać się na temat konkretnej spółki. Istnieje jednak przestrzeń na rynku, żeby takie firmy rosły. Jeśli polska gospodarka będzie szybko rosła, będzie stabilna i zdominuje rynek regionalny, to nie jest wykluczone, że lokalne firmy oferujące usługi bankowości inwestycyjnej znacznie zwiększą skalę działania.

Dziękuję za rozmowę

 

Wywiad ukazał się w Parkiecie.